czwartek, 24 listopada 2011

Idealna kreska.

Aby narysować idealną kreskę, trzeba trochę potrenować. Pędzelki od eyelinerów w płynie są z reguły bardzo elastyczne, co utrudnia narysowanie prostej linii. Niejednokrotnie słyszałam rady, że najlepiej zrobić to jednym pociągnięciem - przyznam szczerze, że nigdy mi tak nie wyszło. Z jednym natomiast mogę się zgodzić -  trzeba mieć pewną rękę. Zdecydowanym ułatwieniem jest uniesienie brwi i/lub delikatne naciągnięcie skóry powieki palcem.
Łatwiej narysować kreskę używając "flamastra". Wygląda jak pisak do etykietowania płyt, jest bardzo poręczny, końcówka jest twardsza, co zdecydowanie ułatwia malunek. Nie trzeba też przerywać pociągnięcia, by nabrać kolejną porcję kosmetyku, więc w tym przypadku możliwe jest narysowanie kreski jednym pociągnięciem.
Jest jednak metoda, która dla mnie jest niezawodna. Moim zdaniem jest najłatwiejsza i daje najbardziej naturalny efekt. Używając linera kreska pozostaje świecąca, ponieważ zupełnie inaczej odbija światło, co daje bardziej teatralny efekt. Metoda, którą za chwilę opiszę wymaga zaopatrzenia się w 2 niezbędne rzeczy - skośny pędzelek do brwi i płyn Inglot Duraline.
http://inglotcosmetics.com/duraline/products/146/166



 Niewielką ilość płynu należy umieścić na wieczku cienia do powiek lub lusterku. Pędzelkiem nabrać cień, a następnie zamoczyć go w kropli Duraline i narysować kreskę. Trzeba chwilę poczekać, aby płyn dobrze wysechł i gotowe. Metoda ta pozwala na użycie ulubionego koloru bez potrzeby kupowania kilku buteleczek z eyelinerem. Efekt utrzymuje się przez cały dzień, nawet u osób z opadającą powieką lub takich, których naturalna budowa oka sprawia, że kreska narysowana kredką czy linerem rozmazuje się.

poniedziałek, 21 listopada 2011

Sesja zdjęciowa.

W Dzień Niepodległości miałam sesję zdjęciową. To było nie lada wyzwanie. Manifestacje i uroczystości związane z obchodzeniem tego święta sprawiły mi nie lada trudność z dotarciem na miejsce - dojazd samochodem zajął mi 1,5h, gdyż niektóre ulice były pozamykane. Dodatkowo na Świętokrzyskiej zamieszki i tłumy gapiów spowodowały, że ledwo mogłam się przecisnąć z kufrem. Pogoda też nie rozpieszczała - ręka przy malowaniu niemalże mi odmarzła, ponadto zdecydowanie za lekko się ubrałam i prawie zgubiłam czapkę (niepostrzeżenie wypadła z samochodu, gdy wysiadałam, ale, na szczęście, czekała na mnie po sesji).
Towarzystwo, jak i sesja, wyborowe. Z Kasią (fotograf) współpracowałam już kilka razy, jest bezapelacyjnie przemiłą osobą, miałam jednak przyjemność poznać także modelkę i stylistkę.


Altówka Marysi dodała zdjęciom charakteru i sprawiła, że sesja wyszła inaczej niż wszystkie inne.




Makijaż był prosty. Połączyłam różne odcienie brązu i podkreśliłam policzki różem. Usta pozostały neutralne. Marysia ma tak piękne oczy, że nie potrzebowała dodatkowej ozdoby, a makijaż nie mógł odwracać uwagi od altówki.

piątek, 18 listopada 2011

Emu?

Upodobania człowieka się zmieniają. Kiedyś widząc buty emu i inne wzorowane na nich zastanawiałam się "kto nosi takie antykobiece obuwie?!" Z roku na rok stopniowo się do nich przekonywałam, aż w końcu nadszedł dzień, kiedy zagościły w mojej szafie.





Oczywiście, nie są to buty marki Emu. Nie jestem aż tak zachwycona tymi butami, aby wydawać na nie kilkaset złotych. Poza tym nie uważam, że są to odpowiednie buty na chlapę, a ich głównym przeznaczeniem w moim przypadku jest funkcjonalność i wygoda w prowadzeniu samochodu. Dlatego postanowiłam zainwestować w nie tak mało, jak to możliwe. W końcu znalazłam niedrogi model, który mi się podobał. Wyżej przedstawione buty kupiłam w dziale dziecięcym w H&M i zapłaciłam za nie 50 zł!



Często staram się korzystać z tego, że mam małe stopy i zaopatrywać się w tańsze modele, które z wyglądu praktycznie niczym się nie różnią od tych na dziale damskim. Ale nie martwcie się, jeżeli natura obdarzyła Was większą stopą - w Złotych Tarasach widziałam jeszcze numer 38/39 tych samych butów. Choć nie wiem jakie dziecko nosi taki rozmiar stopy:))

wtorek, 15 listopada 2011

Gorączka przedświątecznych zakupów.

Nieuchronnie zbliża się czas świąt. Wszyscy z niecierpliwością czekamy na zapach świątecznych wypieków, spotkania z rodzicami i możliwość bezkarnego pochłaniania niebotycznych ilości kalorii. Niecierpliwe rozdzieranie kolorowych szeleszczących papierów, w które owinięte są nasze prezenty sprawia wręcz dziecięcą radość. Wiąże się z tym jednak mały kłopot - co kupić bliskim?

Jeżeli chcemy ustrzec się przed staniem w kilometrowych kolejkach do kas, które skutecznie odbierają każdą, nawet najmniejszą radość z zakupów (przynajmniej mnie), już teraz powinniśmy pomyśleć o podarunkach. Warto mieć chwilę na przemyślane zakupy, bez nieprzyjemnego oddechu uprzejmej pani, która tylko czeka, aż odłożysz oglądaną rzecz na półkę, by z szybkością błyskawicy pochwycić ją i biec niczym sprinter do kasy.

Przyznam szczerze, że nie mam najmniejszego problemu z wymyśleniem idealnego prezentu dla przyjaciółek, mamy czy siostry. Doskonale wiem, co sprawi im radość, a prezenty niejednokrotnie czekają w specjalnej szufladzie już kilka miesięcy przed okazją. Wpadam jednak w prawdziwe przerażenie, kiedy nadchodzi czas kupienia prezentu mojemu Ukochanemu. Przecież to musi być coś wyjątkowego! Lista typowych, utartych i bezpiecznych prezentów dla mężczyzn skończyła się już dawno temu, a rzecz, z której każdy facet by się cieszył (sportowy samochód) czeka na mój szczęśliwy dzień, kiedy trafię szóstkę w lotka (czyli nigdy, bo wyznaję zasadę graj w toto idioto). Mam jednak jeden niezawodny sposób, którym czym prędzej się dzielę: NAPISZCIE LIST DO ŚWIĘTEGO MIKOŁAJA!


Nie, to wcale nie jest żart. Oboje go napiszcie i wręczcie Ukochanemu, aby go wysłał. Jeżeli nie ustalacie jakiejś sumy, którą przeznaczacie na prezenty, to warto, by w liście znalazły się rzeczy z różnego przedziału cenowego. I potraktujcie to jak świetną zabawę! Koniecznie zaopatrzcie się w odpowiednią papeterię i piszcie tak, jak pisaliście do świętego brodacza.

Oto moja tegoroczna papeteria:






Tylko nie zapomnijcie o skonstruowaniu znaczka, bo list nie dojdzie!:)

piątek, 11 listopada 2011

Kilka słów o sobie.

Jestem studentką z Warszawy. W wolnych chwilach zajmuję się wizażem, o czym czasami będę dodawała notki. Blog chcę też poświęcić filmowi, literaturze, organizacji i motywacji, gotowaniu oraz modzie. Wszystkiego po trochu. Chętnie też rozważę Wasze propozycje!

Studiom poświęcam większość czasu. Lubię czuć się przygotowana na każde zajęcia. Dodatkowo staram się jak najwięcej czasu poświęcić na naukę języków obcych. Nie lubię głośnych klubowych imprez, chętnie za to raz na jakiś czas wybiorę się na parapetówkę u znajomych, jednak zawsze najbardziej czekam na nocowanie u przyjaciółki i nadrabianie filmowych zaległości przez całą noc.
Bardzo cenię sobie życie rodzinne. Uwielbiam niedzielne obiady z Mamą, wieczorne rozmowy przy herbacie lub wspólne oglądanie TV.
Gdybym miała nieco więcej czasu, na pewno zaczęłabym się uczyć jeszcze jednego języka i uprawiałabym jakiś sport wyczynowo. Niestety, z tego zrezygnowałam.
Wielką radość sprawiają mi weekendowe sesje zdjęciowe, a przygotowywanie Panien Młodych do ślubu i ich radość są najpiękniejszymi chwilami tego hobby.


Jeżeli macie jakieś pytania zapraszam na  http://www.formspring.me/lollypopwizaz


Szykuje się nowa sesja zdjęciowa, więc niedługo post dotyczący makijażu. Zapraszam!

piątek, 4 listopada 2011

W życiu piękne są tylko chwile.

 Chwilowe pragnienie ucieczki od książek i napiętych harmonogramów sprawił, że w końcu zrealizowałam marzenie o założeniu bloga. Traktuję to jako formę pamiątki, by za kilka miesięcy wrócić do starych postów i przypomnieć sobie ulotne chwile.


 Pozdrawiam serdecznie, witam i zapraszam - Anna.



Cytat w tytule autorstwa Ryszarda Riedela.